wtorek, 21 września 2010

Bruksela część 2

 A trochę później...


Pod wieczór stwierdziliśmy, że fajnie byłoby wyjść gdzieś potańczyć, albo w ogóle spędzić wieczór w Brukseli w jakimś klubie. Cały czas jednak mieliśmy ze sobą weekendowe bagaże, więc doszliśmy do wniosku, że najpierw zameldujemy się w hostelu i je tam zostawimy, a później wybierzemy się gdzieś.

Nasz hostel był położony na obrzeżach miasta, więc kiedy już dojechaliśmy do najdalszego punktu, stanęliśmy – jakże turystycznie- grupowo przy mapie miasta próbując bezskutecznie odnaleźć nie tylko położenie hostelu, ale swoje własne…
Po chwili konsternacji i próbie odczytania nazw w języku flamandzkim usłyszeliśmy za sobą głos „Are you looking for something..?” Tak! Oj tak! Nasz nieznajomy sprawdził i wskazał nam drogę, jednak jego mina sugerowała nam nieprzyjemną odległość od naszego aktualnego miejsca… Zapytał więc czy zmieścimy się wszyscy do jego samochodu. Oczywiście! Zadanie wymagało trochę gimnastyki, ale śmiech niewątpliwie w tym pomógł ;)


Pozdrowienia z tylnego siedzenia ;)
Przy okazji zapytaliśmy naszego kierowcę o drogę do klubu do jakiego chcieliśmy wieczorem wyjść. Stwierdził, że zna ten klub, ale jest dość daleko od nas…W sumie był już wczoraj na imprezie, ale jeśli chcemy może nas tam podwieźć, albo, jeśli nie mamy nic przeciwko, może do nas dołączyć. Hmm…po rozpakowaniu się w hostelu nie musieliśmy długo tej opcji dyskutować;)
  Spotkaliśmy się ponownie na parkingu, kiedy nasz nieznajomy powiedział, że w jego domu trwa małe spotkanie towarzyskie i że nie wypada mu teraz zostawić jego znajomych. Zaproponował więc, że zabierze nas ze sobą do swojego mieszkania i że zabierzemy także jego gości. Żaden problem ;)


W mieszkaniu faktycznie trwało małe spotkanie, poznaliśmy Niemca, Brazylijkę i Rumuna i ucięliśmy sobie miłą pogawędkę przy lampce dobrego czerwonego wina;)
Z dużego tarasu rozciągał się widok na Brukselę nocą, było bardzo sympatycznie. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że nasz nieznajomy ma 29 lat, pochodzi z Rumunii , w Brukseli jest od roku i pracuje w strukturach UE… Wygląda na to, że nasza przygoda zyskała jeszcze bardziej międzynarodowy wymiar;)
Po jakimś czasie zostaliśmy odwiezieni na najbliższy przystanek metra, wszyscy mieliśmy spotkać się w klubie. Faktycznie tak się stało, poznaliśmy jeszcze jedną osobę i po jakimś czasie zostaliśmy ponownie odwiezieni do hostelu.

Na zakończenie nasz nowy znajomy zapytał co robimy jutro, a kiedy usłyszał, że nasze plany nie są sprecyzowane, zaproponował, że pokaże nam Brukselę, oczywiście jeśli chcemy…;)
Punktualnie o 10.00 zapakowaliśmy się więc ponownie do samochodu ( nabrałyśmy już wprawy ;) ) i ruszyliśmy w kierunku Atomium :) Po dłuższej sesji zdjęciowej („Jeszcze jedno!”, „Ja też chcę takie ujęcie!”) ruszyliśmy w kierunku starego miasta. Okazało się jednak, ze droga jest zablokowana, ponieważ akurat w tę niedzielę w Brukseli wypada Dzień Bez Samochodu. Owszem wiedzieliśmy wcześniej, ale czy ktoś by się tym przejął…? Otóż w Brukseli tak. Do centrum miasta nie można wjechać samochodem, wszyscy poruszają się pieszo, na rowerach albo transportem miejskim, który w ten dzień jest całkowicie bezpłatny  ( jakie to proste). Nasz przewodnik postanowił więc podjechać do policjanta stojącego przy barierkach i zapytać o możliwość dojazdu do centrum. W tym momencie padł na nas wszystkich blady strach – przypominam, że znajdujemy się w samochodzie w ilości mocno nadprogramowej. Zaczęłyśmy więc próbować wybić ten pomysł z głowy naszemu kierowcy, jednak było za późno. Powiedział tylko  z uśmiechem, że mamy się nie chować, kiedy nieudolnie próbowałyśmy zmniejszyć swoją ilość na tylnich siedzeniach :P No i miał rację! Policjant nawet nie zajrzał do wnętrza samochodu, wskazał drogę i życzył miłego dnia. Ufff….Jednogłośnie stwierdziliśmy, że w Niemczech, Polsce i USA nasz przewodnik mógłby się już pożegnać z prawem jazdy.


Zahaczyliśmy o Pałac Sprawiedliwości i Muzeum Instrumentów. Szczerze mówiąc, nie wiem, czy weszłabym tam, gdyby nie rekomendacja naszego brukselskiego znajomego. Okazało się, że naprawdę warto! Na wejściu każdy z nas dostał bezprzewodowe słuchawki, dzięki którym można było usłyszeć dźwięki i muzykę graną za pomocą każdego z instrumentów. Ze wszystkich miejsc świata, ze wszystkich epok- wystarczyło tylko stanąć na przeciwko aby dowiedzieć się jakie dźwięki wydaje np. nietypowe barokowe pianino ;)



 
 Po obiedzie mały spacer ulicami, o których wcześniej też nie wiedzieliśmy, a na koniec Delirium! Dla smakoszy piwa nazwa znana, a dla pozostałych, do których ja się zaliczam, wyjaśnienie – to jeden z największych i najsłynniejszych pubów w Brukseli, a kto wie czy nie w Belgii. Niezdecydowani niech trzymają się z daleka, bo menu zawiera 2010 gatunków piwa z całego świata! I choć za złotym trunkiem nie przepadam, to nie mogłam nie spróbować piwa truskawkowego  - pycha! :D Najgrubsze menu jakie widziałam, niesamowity wystrój i muzyka – chcę tam wrócić! W razie wątpliwości, gdybyście tam zajrzeli: piwo De Bowe Mocne to nasze Dębowe Mocne ;)
 

Nie, to nie księga historii Brukseli -
to menu w Delurium Pub












Pod wieczór nasz przewodnik odprowadził nas na stację, a właściwie to pobiegł z nami na stację;) Wsadził nas do odpowiedniego pociągu, a my pomachaliśmy mu zza szyby zajadając się otrzymanymi do niego belgijskimi czekoladkami… ;)



Jak to podsumować?

Jak się okazuje sama Bruksela w Brukseli nie była najważniejsza. Miasto jest ładne i cieszę się, że je zobaczyłam, ale nie porwało mnie szczerze mówiąc. Są piękniejsze stolice;)  (Ach ten Rzym… ;))
Nawet teraz po pewnym czasie, stwierdzam, że to była niesamowita przygoda:) Bo spotkanie jednej osoby spowodowało, że nasza wycieczka zamieniła się w prawdziwą przygodę! Jestem przekonana, że nie zobaczylibyśmy tyle gdyby nie nasz Nowy Znajomy :)
 
  Nie, gdybym podróżowała sama albo tylko z Madzią, nie zdecydowałabym się na poznanie miasta w taki sposób. Tak, z perspektywy czasu i po ochłonięciu , wiem, że zrobiłabym to samo jeszcze raz :) Jak często zdarza się, że przypadkowa spotkana osoba zupełnie dobrowolnie chce Ci pomóc kosztem swojego czasu?


Tak, ta wycieczka podbudowała moją wiarę w ludzi :)


I.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz