poniedziałek, 20 września 2010

Bruksela część 1

Wiemy, wiemy - najwyższy czas nadrobić zaległości ;) Jak to już usłyszała Madzia: "fani w Polsce czekają" :P


Zatem, poszerzając geograficznie zakres swoich eksploracji, w weekend postawiłyśmy na Brukselę. Skład naszej ekipy to A. z Niemiec, M. z USA i 3 Polki. Skład ilościowy nie przeszkodził nam jednak w wynajęciu 4-osobowego pokoju :D Tak, Polak potrafi, nawet za granicą :P


Dobrze, że w pociągu humor nam dopisywał ;)
Ale od początku, bo przygody zaczęły się już w drodze do celu. Nasz pociąg (do Brukseli studenci nie podróżują TGV;) ) miał pewne problemy ze światłem, jak nam to wytłumaczył konduktor swoją podstawową, czyli i tak dobrą angielszczyzną. Nie wiemy czym charakteryzowały się owe problemy techniczne, wiemy natomiast jakie były skutki. Prędkość pociągu pozwalała na bardzo dokładne zapoznanie się z otaczającym nas krajobrazem. Powiedziałabym nawet, że mogliśmy zapoznać się z każdym mijanym kwiatkiem... Wychodząc z założenia, że nie ma nic gorszego niż polskie PKP, doszukiwałam się w tym jakiegoś ukrytego sensu. I znalazłam! Turystyka! Otóż prędkość pociągu pozwalała na zrobienie zdjęcia bez zmiany na opcję "w ruchu", nawet z dużym zoomem. A każdy pasażer-turysta mógł spokojnie z okna pociągu prowadzić  konwersację z właśnie poznanym tubylcem, jeśli ten tylko miał ochotę na spacer wzdłuż linii torów. Proszę, jakie to pomysłowe!


Kiedy już dotarliśmy na miejsce, zgodnie z piramidą potrzeb Maslova, naszym pierwszym celem było jedzenie. W trakcie poszukiwania jadłodajni rozglądaliśmy się na prawo i lewo, łykając klimat miasta po raz pierwszy. Oto na co trafiliśmy:


Stara część Brukseli
Jakoś mamy dziwne szczęście do spotykania ślubów podczas naszych wypraw... ;)



Mieszkańcy Brukseli mają hopla na punkcie tego sikającego chłopca. O co z nim chodzi?
Otóż wedle legendy kiedy w Brukseli zaczął się wielki pożar, ten oto chłopiec ugasił go
swoim moczem....... Nie wiem jak wielki musiał to być pożar albo jak wielki chłopiec.....
W każym razie został on brukselskim Smokiem Wawelskim ;P
Ten Dziadek jest niesamowity!:D To chyba najlepszy rock&roll'owiec jakiego widziałam! :D
To się nazywa zaopatrzenie! Przybyła mi płyta Prince'a ;)
W oczekiwaniu na kolejną belgijską specjalność - frytki!
Kiedy pierwsza potrzeba została zaspokojona, kolejne na liście było biuro turystyczne Use-It, po pierwsze dlatego, że nie za bardzo wiedzieliśmy gdzie i co zobaczyć, co warto a co nie, a po drugie dlatego, że nie jest to miejskie biuro turystyczne, a biuro stworzone dobrowolnie przez mieszkańców BrukseliJ Można tam bezpłatnie dostać mapę Brukseli i innym ciekawych belgijskich miast, zapytać co wg tubylców jest ciekawe i warte zobaczenia, napić się herbatki, a dla nałogowców jest też bezpłatny dostęp do Internetu – tak, można zaktualizować swój profil na Facebooku :P


Zauważone, docenione ;)
 
Kiedy byłyśmy w połowie naszej rozmowy z wolontariuszką, nasza koleżanka z Niemiec zawołała naszą koleżankę z Polski po imieniu. Wtedy dziewczyna z jaką rozmawiałyśmy zapytała „Jesteście z Polski? W takim razie możemy rozmawiać po polskuJ” No proszę! J Nasza wizyta w Use-It trochę się przedłużyła …;)
Dalsza część wycieczki prezentowała się mniej-więcej tak:








Tzw. sztuka współczesna... 




Tzw. smaczki ;)
 Cdn.... ;)
I.  



2 komentarze:

  1. hej hej
    nareszcie dalsza część bo doczekać się nie można... ;) chciałem powiedzieć że ten siwy rockman z gitarą to ja za 10 lat, tylko że buty bedę miał zamszowe
    buziaki dla Lasek z Lille

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny pomysł.Świat widziany oczami(zwłaszcza takimi!)jest czymś więcej niż same zdjecia.Może to początek książki "Miejsca , które warto zwiedzić będąc w ...". Oczekuję z ciekawością nastepnych wieści.
    P.S. W ludzi warto wierzyć!

    OdpowiedzUsuń