poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Bonjour! :)

Wstałyśmy dość wcześnie, jak na noc po długiej podróży, bo ok.9.00. Wczorajsze nocne i długie rozmowy skutkowały wyjątkowo towarzyskimi snami:P Może, wg przysłowia, to senne towarzyskie życie przełoży się na rzeczywistość ;)

Czekając w mieszkaniu na przyjście naszej gospodyni ( nie wiem dlaczego, zawsze używając tego słowa mam przed oczami starszą panią w fartuchu...), stwierdziłyśmy, że przejdziemy się na uczelnię, przy okazji mierząc czas dojścia.          Czas start!            Wynik: pół godziny. 
No cóż....nie jest to bardzo zadawalający czas szczerze mówiąc, ale zrzucamy wszystko na małą znajomość miasta, może z czasem będzie lepiej ;) Poza tym, po krótkim namyśle doszłyśmy do wniosku, że taki czas dojścia na uczelnię w Poznaniu byłby dla nas luksusem, więc - jak to mówi P. - nie narzekajmy!
 
Widząc budynek uczelni po raz pierwszy poczułam, że jestem tu, we Francji. :) Już tak na 100%.
Baaaardzo przyjemne uczucie - polecam ;P

Przy okazji "nadejszła wiekopomna chwila" na pierwszą próbę językową! Oho! Nie wiem jak Wam, ale mnie już ciśnienie wzrosło!
Otóż, obok uczelni stała pewna Pani, prawdopodobnie mieszkanka bloku nieopodal. Zawahałam sie, ale zebrałam w sobie i podeszłam. Stwierdziałam, że jeśli teraz tego nie zrobię, to nie odezwę się po francusku już do nikogo przez 4 miesiące, o zgrozo! Okazało się, że nie mówi po angielsku, więc...wkładając w to cały swój wysiłek (:P) ułożyłam pare zdań po francusku! Powiedziałam, że szukam mieszkania ( a nóż znajdzie coś większego ), wskazałam na miejsce na mapie, mówiąc, że tu mieszkamy i obszar blisko uczelni dodając, że chcę mieszkać ( a co!:P). Spojrzałam na moją rozmówczynię w oczekiwaniu na kwaśną minę, niezadowolenie z krzywdzenia jej pięknego, ojczystego języka i pytanie "que..?!", a o dziwo usłyszałam "Oui..." potwierdzające, że mnie rozumie! Oh-laa-laaa! Nawet jeśli były to zdania typu " Ja chcieć jeść." to dałam radę!:D Dumni?


Wróciłyśmy do domu przyglądając się Lille- mnie podoba się nawet bardzo:D Madzi chyba też, ale czy aż tak - napisze sama:)

Po powrocie poszłyśmy jeszcze z A.w jedno miejsce w poszukiwaniu ewentualnego zamiennika jej mieszkania. Pierwsze francuskie spostrzeżenie z kategorii "społecznych" - urzędnicy się uśmiechają! Kiedy pierwsza Pani na nasz widok odłożyła wszystkie papipery jakimi się zajmowała i z uśmiechem mówiąc "Bonjour!" wskazałam nam krzesła, myślałam, że śmieje się z nas,a nie do nas ;| Siedziałam więc słuchając rozmowy A. i z pewną taką nieśmiałością przyglądałam się urzędnikowi państwowemu. Jednak po wizycie u trzeciej Pani Urzędniczki, jestem już bliska przekonania się, że połączenie urzędnika i uprzejmości w jednej osobie jest możliwe. Przynajmniej we Francji. 
Niestety mieszkań/pokoi już nie ma, więc zostajemy u A. :)

Ach! Zapomniałabym dodać, że mamy już swoje francuskie nr tel. Zakupione u Pana- bardzo-ładnookiego-French-Mana;) Pomyślmy, co my tu jeszcze mamy do załatwienia...;P

Wieczorem poznałyśmy też K.:) Francuz, polskiego pochodzenia, przyjaciel A.:) Powiedzial , że będziemy się dużo " uczyć"- zapowiada się ciekawie;)

Poszliśmy jeszcze na wieczorny spacer, zakończony jedzeniem pysznych tartelettek, które w piekarni nazwałam "ciastkiem z cukrem" nie znając słowa "słodki". 

Poznaliśmy też wstęp do francuskiej pogody - raz słońce, raz deszcz.
A na koniec tęcza - czy może być bardziej optymistyczny znak...? 

1 komentarz:

  1. Bonjour!
    już się nie mogę doczekać, aż Was tam odwiedzę, zobaczę wszystko na własne oczy i poprzechadzam się ulicami Lille z moją beztroską nieznajomością języka.. :D
    a widzisz, widzisz! nawet po najgorszym deszczu wychodzi słońce lub tęcza, pozytywne zakończenia są wszędzie ;)
    także 'nie narzekajmy', piękne słowa..! :D

    zgermanizowane buziaki dla Was ;*

    OdpowiedzUsuń